niedziela, 19 lipca 2015

Gorący towar (17)

Szliśmy dalej, zahaczając o osty i pokrzywy. Pomyślałem, że jest tylko jeden sposób, aby przekonać ją do mojej wersji.
- Zobacz, co znalazłem na miejscu - powiedziałem, a cynkowana klamra mojego zegarka zalśniła w słońcu. Była czymś, co mogło wypaść z machiny czasu, gdyby demiurg na chwilę zagapił się i oderwał wzrok znad taśmy montażowej. Była łącznikiem między jedną a drugą poziomą linią, które podobno nigdy się nie stykają. - Sama powiedz, czy coś takiego mogłem znaleźć przypadkiem?
- No, no... - pokręciła głową.
- Tak... A dodatkowo mogło tam być coś więcej. 
- Takie tam bzdury - bardziej zapytała, niż stwierdziła.
- Nie, nie takie tam... - powiedziałem.
- Więc co? - opadły jej ramiona.
- Bo ja wiem...
- Wierzysz, że... to mogło być coś cennego?
- Co?
- No nie wiem. Ja pytam...
- Masz jakieś inne źródło informacji albo...
Zamknęła mi usta. 
- Więc komu wierzysz?
- Wierzę w to, że teraz mamy dwie wersje - oznajmiła poważnie. - A ta druga pochodzi od twojego kolegi. Był tu wczoraj i wypytywał mnie...
- Więc to tak...


Zatkało mnie, ale nie dałem poznać po sobie zdenerwowania. A więc widziała się z Tony'm... Szykuje się coś większego, jakaś sprawa, która odmieni życie całej naszej trójki. Być może sprawa, w której zginie kolejna osoba, a ktoś z nas stoczy się na dno. Nie chciałem tego pomyśleć, ale pomyślałem. Automatyzm myślenia: cecha ludzi dorosłych.
- I co z tym zrobisz?
- Z czym?
- No z nami. Z tym kryzysem albo problemem.
- Nie wiem, o czym mówisz.
- Tak? A przed chwilą mówiłaś, że jesteś mądrzejsza, niż...
- Tak. Ale nie jestem wyrocznią.
- Ale masz własny rozum.
- Jestem za mała i za słaba - odparła z udawanym żalem. - Od tego są organy ścigania. Może tylko im nie przeszkadzajmy.

Był to głos rozsądku w całej tej zwariowanej sytuacji. Mogłem to zrozumieć, nawet zaakceptować, ale... No właśnie, została pewna nierozwiązana sprawa.




- Posłuchaj, może uzgodnimy naszą wersję? Zanim oni przyjdą i zrobią to po swojemu?
- Nie, zostaw to.
- Może masz rację - powiedziałem, wlokąc się noga za nogą.
- Jesteś obrażony?
- Co to za pytanie. Ale odpowiem: nie...
- Przecież widzę. Nie oszukasz mnie. 
- Tak?
- Ja widzę dużo, kochanie.
- Doprawdy?
- Aha. Nie jestem taka młoda, na jaką wyglądam.
- Udajesz doświadczoną. Tylko nie wiem, po co.
- Widzę dużo - powtórzyła uparcie.

Szliśmy dalej, a ja błądziłem myślami. Wycofałem się do swojej jaskini Platona, albo - jak kto woli - zwykłej jaskini jakiegoś pra-przodka. Ale tylko na krótką chwilę.
- Na przykład co? - nawiązałem do poprzedniej wypowiedzi.
- Na przykład to, że w tej chwili miałbyś ochotę mnie pocałować.
Odwróciłem się i faktycznie spróbowałem ją pocałować, ale - co nie było zaskoczeniem - szybko uchyliła się. Śmiała się głupio i, mówiąc "Nie tak szybko", zataczała jak pijana.
Uśmiechnąłem się również, głównie z jakiegoś dziwnego żalu i wrodzonego, czarnego poczucia humoru. Ja sobie dam radę, pomyślałem, ale Tony może wpaść jak śliwka w kompot. Biedaczek, on jeszcze nie wie, jakiego bagna dotknął...

- Chcesz posłuchać zabawnej historyjki? Dzisiaj, po południu, jak wracałam ze szkoły, podszedł do mnie jakiś chłopak i powiedział, że mnie zaprasza. Razem z innymi robią imprezę integracyjną w pracy i czułby się głupio, gdyby miał iść sam... Ale on mi zapłaci, bo jest uczciwym chłopakiem, a poza tym - to połączenie imprezy prywatnej i biznesowej. Już ja znam te ich imprezy integracyjne. Te wieczorki kawalerskie na cztery jaja i dwie kiełbasy - kontynuowała, patrząc skosem na niebo. - Ten chłopak był nawet przystojny, ale kompletny frajer... Jaki normalny mężczyzna pomyśli, że mogę to robić dla pieniędzy?

Konstrukcja ostatniego zdania była osobliwa, dlatego zamyśliłem się znowu. Robiło się późno.
- To, co mówisz, jest bardzo zabawne. A chcesz posłuchać mojej historyjki? Pewnego razu ojciec zaprosił mnie na mały spacer. Szliśmy gdzieś bardzo długo, a ja właściwie nie wiedziałem, w jakim celu... Idziemy i dochodzimy do czegoś, co wygląda na zarośnięte schody albo wejście do parku. Jest lato, ciepło i leniwie; nic się nie dzieje. Tylko tak w jednej chwili, jakiś kolega ojca wziął mnie na stronę, i mówi: "Chodź, pokażę ci coś specjalnego"...
- Co to było? - zapytała, a w jej głosie zadźwięczał jęk strachu.