czwartek, 7 maja 2015

Gorący towar (5)

Ale teraz, idąc ostrożnie i posuwając się jakby boczną, nieoficjalną, półdziką drogą do lasu, traciliśmy z oczu całą okolicę. Patrzyłem, jak poziom drogi znika za kępami trawy, a linia horyzontu zagina się nad naszymi głowami, stając się coraz bardziej okrągłym łukiem. 

- Ja też znałem podobnego dziwaka - mówił Tony. - W miasteczku, gdzie co roku spędzałem wakacje. Wszyscy pomawiali go o paktowanie z diabłem, ale miał też sad i wyjątkowo słodkie jabłonie. Pewnego razu, gdy dostaliśmy wiadomość, że dziadek wyjechał na zakupy, poszliśmy na pachtę. Dopiero na miejscu okazało się, że wcale nie wyjechał. Daliśmy nogi za pas i wtedy...

- Poczekaj... - przerwałem mu, przystając. Chciałem zadzwonić do szefa, ale - co niezwykłe - zupełnie straciłem zasięg. - Pożycz mi telefon - poprosiłem. - Mogą się o nas niepokoić.
- Daj spokój - odparł i nagle wybiegł do przodu.

Pokonał jakieś pięćdziesiąt metrów i stanął, szukając dogodnej trasy przez niskie zarośla. Wyglądał, jakby brodził w wysokiej wodzie, chwiejąc się za każdym razem, gdy noga potrąciła ukryty kamień. Jego rozłożone ręce czepiały się gałęzi, a głowa obracała na boki, i mógłbyś pomyśleć, że najzwyczajniej szuka zgubionego portfela. 

Lecz nagle musiał potknąć się o coś większego, bo zachwiał się mocniej, wygiął plecy jak wystraszony kot i runął bokiem na lewą stronę. Zdążyłem zobaczyć, jak jego głowa błyskawicznie tonie w gęstwinie krzaków, lecz nie dostrzegłem wyrazu jego twarzy. Nie byłem pewny, czy krzyknął z bólu, czy może kogoś zawołał.




A jednak nic nie zrobiłem. Dzisiaj, gdy myślę o tych wypadkach, dopada mnie bolesny wstyd i poczucie niespełnienia; takie uczucie musi doskwierać mechanikowi wykolejonego pociągu, który można było ocalić - gdyby nie lenistwo i zaniedbanie tamtego. Po jakimś czasie opinia publiczna zgodnie twierdzi, że wyrzuty sumienia nie są żadną karą. I, oczywiście, ma pełną rację.

Mawiamy, że ciekawość jest pierwszym stopniem do piekła, ale dla Tony'ego była raczej jak czyściec. I uważamy, że człowiek jest najsurowszym sędzią dla siebie samego. Nie zamierzam podważać ludowych mądrości, lecz nawet biorąc to za pewnik, musimy zaakceptować fakt, że owi surowi sędziowie są też zdolni do najgorszych podłości. Ciśnienie przerośniętego sumienia bywa nieznośne; demoluje naszą zdolność do empatii i stawia niżej od ludzi prostych, którzy - pozbawieni tego ciężaru - tym łatwiej posługują się tak zwaną powszechną moralnością.

Nie próbuję się usprawiedliwiać. Zrozumcie: gdy w końcu zawołano mnie po imieniu, poczułem ulgę nie dlatego, że się bałem, lecz dlatego, że w ten sposób przerwano moje straszne wątpliwości. Szef był człowiekiem niespokojnym i nerwowym, zachowywał się tak, jakby każdego podejrzewał o to, że chce mu ukraść godzinę życia. To usposobienie okazało się wielce pomocne, bowiem nawet nie miał cierpliwości wysłuchiwać moich mętnych tłumaczeń na temat zniknięcia Tony'ego. Wystarczyło powiedzieć, że mój kolega poszedł na grzyby, i zadeklarować, że wróci najbliższym podmiejskim autobusem. Fakt, że miałem przy sobie plecak z jego rzeczami, nie wzbudził żadnych podejrzeń.

Wróciłem do domu, gdzie od razu zostałem zaanektowany do towarzystwa i posadzony przy stole, pełnym wyszukanych potraw i napojów. Jednak nie miałem apetytu. Zmęczony i otępiały, wybrałem krzesło na końcu stołu, tuż obok wielkiego stojącego zegara. O ile pamiętam, lwią część tego wieczoru spędziłem wpatrzony w dużą misę wypełnioną orzechami. Były tam orzechy włoskie i laskowe, ziemne, pistacjowe i nerkowce. Misa z orzechami była w tej chwili o wiele ciekawsza od najbardziej pasjonującej rozmowy.

I pewnie ten widok osobliwie wpłynął na to, że w pamięci zjawiła mi się wizja innej leśnej przygody.    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz