piątek, 5 czerwca 2015

Gorący towar (15)

W garażu wygaszono światło, zdołałem jednak zobaczyć dziewczynę, która przyczaiła się za samochodem. Jedną ręką opierała się o karoserię, w drugiej trzymała latarkę, skierowując snop światła ku podłodze. Może chciała mi pomóc, a może właśnie zastawiała jakąś wyrafinowaną pułapkę - nie miałem czasu na takie rozmyślania. Miotając całym ciałem jak schwytana jaszczurka, wydostałem się w połowie. Potem pojawił się problem i zdałem sobie sprawę, że jestem zaklinowany. Pasek od spodni, zrobiony z grubej, wytłaczanej skóry, zaczął stawiać mi opór. A właściwie nie tyle pasek, co jego zapięcie: ciężkie i wystające, które w tej chwili dodatkowo uciskało mnie w podbrzusze.

Okazało się, że tylko w amerykańskich filmach takie rzeczy dokonują się bez większych trudności. Tylko w amerykańskich filmach bohater spada ze schodów bądź z konia, bierze udział w strasznym karambolu, odpiera atak czterech oprychów lub dokonuje innych karkołomnych nieprawdopodobieństw, kwitując to na koniec spokojnym otrzepaniem się z kurzu. W tamtym domu, w tamtym przeklętym garażu wisiałem jak szczeniak, którego capnięto za kark, pokazując klientowi w sklepie ze zwierzętami, i nijak nie mogłem się ruszyć. Nie mogłem przepchnąć tułowia, chyba że do tyłu, i zaczynało brakować mi powietrza. A w moje spojenie łonowe wbijał się twardy kawał metalu.




Czułem, że w tym kryzysie istnieje jakieś rozwiązanie. Mogła nim być tylko drobna, cienka w przegubach kobieca ręka, taka która potrafiłaby wcisnąć się w resztkę pozostałego miejsca. Dlatego zawołałem dziewczynę i w wielkim napięciu czekałem, aż się zbliży. 
- Proszę otworzyć drzwi! - usłyszałem gdzieś za sobą. Wołanie powtórzyło się kilka razy, a potem ucichło.

Był to sygnał, że musimy się spieszyć. Wkrótce ujrzałem Patrycję, która jednym zwinnym ruchem wskoczyła na podwyższenie, i poczułem jej smukłą rękę, wędrującą do moich lędźwi. Jej ciemna głowa nacierała na moją klatkę piersiową, więc chcąc zaczerpnąć powietrza, musiałem z całych sił podpierać się dłońmi. Byłem u kresu wytrzymałości.
- Gotowe, kochasiu - oznajmiła w końcu. - Ale z paskiem musisz się pożegnać.

Przeciskałem się dalej, robiąc na biodrach i udach krwawe obtarcia, które żądliły mnie ostrym bólem. Nareszcie byłem wolny, co obwieściłem spadając z łoskotem głową w dół prosto na podłogę garażu. 
- Gdzie cię mogę odnaleźć? - spytałem, gdy stanąłem na proste nogi. Odgłosy nawoływań przeniosły się dalej, gdzieś na zachodnią stronę domu.
- To ja znajdę ciebie - odparła. - Jak zajdzie taka potrzeba. Ale nie czekaj na to.

Sięgnęła po pilot od automatycznej bramy i uniosła ją na pół metra. Zanim nachyliłem się, aby przejść dołem, zapytałem:
- Skąd będę wiedział, że mnie potrzebujesz?
- Nie wiem...
- Więc skąd taki pomysł?
Zrobiła dziwną, obrażoną minę, a jej oczy zalśniły złym blaskiem.
- Idź już! - rozkazała.
Nie miałem innego wyjścia, więc chyłkiem, jak złodziej, wyczołgałem się z garażu i podbiegłem do płotu. Wydawało mi się, że jestem ścigany; w rzeczywistości, ośmielony złudną ciszą, mogłem spokojnie sforsować ogrodzenie i opuścić to przeklęte, zapomniane przez Boga miejsce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz