sobota, 18 kwietnia 2015

Bohaterski sąsiad (4)

Zazwyczaj, kiedy przydarza nam się scena jakby żywcem wyjęta z kina akcji, kwitujemy to prostodusznym stwierdzeniem, że czasem życie naśladuje wymyślone fabuły. I przechodzimy nad tym do porządku dziennego. Ale jego przypadek oznaczał coś więcej. Wyglądało na to, że życie "wkroczyło" na czekające nań, od dawna wyżłobione koleiny, i że niczego nie naśladowało - a robiło coś dokładnie odwrotnego: realizowało przewidziany i oczekiwany scenariusz. Zdawał sobie sprawę, że takie myślenie stawia go niebezpiecznie blisko schizofrenii. Lecz było to doświadczenie przemożne: zaplanowana psychoza.

Jeśli przyjąć rozumowanie niektórych psychiatrów, że schizofrenia nie jest niczym innym, jak przejściem do odmiennej rzeczywistości (dla chorego nie mniej realnej), to jemu przytrafiło się właśnie coś takiego. Zdarzenie, samo w sobie nieprzyjemne, którego bał się jak nocnej zmory, okazało się w skutkach nieomal dobroczynne: nagle doznał przebudzenia, jakby otrząsnął się z letargu. A przy tym porównanie filmowe było nie od rzeczy. Bo czy nie po to ogląda się filmy - aby zajrzeć do czyjejś, skrzętnie ukrywanej, prywatności, wedrzeć się do sypialni, uchylić zasłony, które zazwyczaj są zasunięte?

- Jak chcesz, to rozłożę nosze - odezwał się nagle sanitariusz. Pogryzał bułkę z makiem, zanurzając ją w jakimś tanim jogurcie. - Nie wyglądasz zbyt wyraźnie.
- Dzięki, wytrzymam - odpowiedział. - Smacznego.
Zamyślił się znowu. W wyobraźni stanęła mu ładna żona sąsiada, a następnie troskliwa starsza pani, z jej niespokojnymi, ciekawie otwartymi oczami. Wścibskie, wszędobylskie babsko, pomyślał nagle. Konia z rzędem temu, kto odpowie, po co mnie tak prześwietlała; po co zadawała mi dwa razy to samo pytanie. No i ten niepotrzebny telefon na policję...
Teraz pewnie siedzą wokół stołu i plotkują na mój temat, myślał dalej. I Bóg jeden wie, co o mnie myślą. Jakie wrażenie pozostawiłem po sobie? Jak mnie ocenili? Czy pozwolili mi wierzyć we własną legendę, a prywatnie i tak wiedzą swoje? A może uważają, że cała ta historia, mimo swej niezwykłości, i tak jest mniej dziwaczna ode mnie?




Karetka zajechała pod szpital, gdzie na każdym kroku był pytany o imię i nazwisko i musiał podpisać jakieś papiery. Zanim odesłano go do okulisty, trafił do dość dużej sali, której ogromną część zajmował nowoczesny tomograf komputerowy. Kazano mu zdjąć buty i położono na czymś w rodzaju szuflady, pouczając, aby w czasie badania pod żadnym pozorem nie poruszał głową. Jakiś mężczyzna unieruchomił go specjalnymi uchwytami, a potem powoli wjechał w podświetloną tajemniczym fioletowym światłem czeluść. Będąc w środku, przypomniał sobie, że ma przepocone, w dodatku dziurawe skarpetki, i musi nieprzyjemnie pachnieć - jeśli nie całodniowym zmęczeniem, to aktualnie przeżywanym stresem.

Jakiś facet stwierdził, że szczęki są w całości, to samo z pozostałymi kośćmi twarzoczaszki. Dostał swoje zdjęcia i wysłano go na dół, do szpitalnego fotografa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz