środa, 22 kwietnia 2015

Bohaterski sąsiad (7)

Na szczęście wkrótce w poczekalni zjawił się nowy pacjent. Nie wiedząc, w jaki sposób (może po swetrze koloru zgniłej zieleni), zdołał odgadnąć, że był to policjant. Leżał na noszach, mając na twarzy wyraz tłamszonego cierpienia; jednak nie dało się zauważyć żadnego widocznego urazu. To, że znajdował się w stanie zagrożenia zdrowia, wyciągnięty bezradnie w pozycji horyzontalnej, przybliżyło ich i zrodziło solidarność we wspólnej niedoli. Nie miał oporów przed wyjawieniem mu całej swojej historii.

Gdy już streścił swoje przeżycia, policjant powiedział:
- Człowiek stara się funkcjonować całe życie względnie rozsądnie i w spokoju. Pracuje, wypełnia obowiązki, i ma nadzieję, że inni będą robić to samo. Że dzięki temu zasłuży sobie na ich na szacunek i po prostu zwykłe życie... Ale to nie wystarcza. Najgorsze, że można cały czas schodzić innym z drogi, zawsze unikać kłopotów, a w końcu i tak przyjdzie kolej na ciebie... Wiesz, powiedzieć, że bierność prowokuje do przemocy, to za mało. Sporo myślałem na ten temat. I może właśnie dlatego zostałem policjantem. - Tutaj przestał mówić, a jego usta zacisnęły się w bezdźwięcznej skardze. 

Słowa tego człowieka zrobiły na nim wrażenie, do tego stopnia, że nawet nie zauważył, kiedy pielęgniarze wywieźli włóczęgę. Ale to już nie miało znaczenia. Liczył się fakt, że miał wyjątkowe szczęście przyłapać policjanta na chwili refleksji i szczerości; zatrzymać dla siebie moment, gdy zrzucił maskę służbisty, zazwyczaj prawdopodobnie szczelnie przyklejoną do twarzy.
Wkrótce pielęgniarze wrócili, tym razem zabierając jego rozmówcę. Tak jak wszyscy inni, policjant również stwierdził, że jego sąsiad jest prawdziwym bohaterem. Dodał, że należą mu się jakieś podziękowania, a na koniec (najwyraźniej nie znajdując lepszej formułki) życzył mu powodzenia.



Następnego dnia siedział przy stole w kuchni razem z siostrą i ciotką. Siostra przychodziła opiekować się psem, którego chwilowo musiała pozbyć się z domu. Ona również uważała, że jego bohaterskiemu sąsiadowi należy się jakaś nagroda. Razem doszli do przekonania, iż najlepiej będzie upiec jakieś ciasto, i właśnie dlatego naradzali się w kuchni.

- Takich ludzi jest coraz mniej - powiedziała siostra - i właśnie dlatego trzeba to docenić. Tylko nie wiem, co będzie lepsze: szarlotka czy sernik.
Ciotka powiedziała, że sama zajmie się pieczeniem, i zwróciła się do niego:
- A ty mógłbyś kupić mu jakąś kawę, on jest wielkim kawoszem. Oczywiście, tylko sto procent arabica, innej nie weźmie do ust. I zwróć uwagę, żeby była pakowana w Niemczech. Te mieszanki z Polski są oszukiwane. On bardzo ceni dobrą kawę - powtórzyła. Odwróciwszy się do siostry, dodała, że wczoraj wieczorem odwiedziła ich sąsiadka i właśnie od niej wie o gustach tamtego.
Zapytał, po co były te odwiedziny, na co ciotka odparła z przesadzonym zdziwieniem:
- Jak to, po co? Oczywiście, że martwi się o twoje zdrowie!

Od chwili wręczenia prezentu, jeszcze kilka razy dochodziło do takich odwiedzin. Nastąpiło, zupełnie niezwykłe i niespotykane dla tego typu okolic, ocieplenie wzajemnych relacji. Ciasto tak przypadło do gustu teściowej sąsiada, że pewnego ranka zjawiła się z prośbą o przepis. Starsze panie wymieniły się przepisami, a następnie teściowa sąsiada zaprosiła swoją nową znajomą na basen. On ze swej strony zaczął mówić do nich "dzień dobry", a raz nawet pomachał z okna ich dzieciom.

Tak więc, odkąd doszło do tamtego fatalnego zdarzenia, dystans między sąsiadami znacznie się skrócił. Wszystko to sprawiło, że życie owych ludzi zaczęło go absorbować: z zaciekawieniem obserwował ich nawyki i zwyczaje, odnotowywał powroty z pracy, pory odprawiania i przywożenia dzieci z przedszkola, godziny posiłków i tym podobne sprawy.

Jednak z największym zainteresowaniem śledził żonę sąsiada, podziwiając jej zaradność, niewymuszoną elegancję i nawet sposób, w jaki chodziła. Zauważył, że prezentowała dość rzadki typ urody, będący kombinacją słowiańskiego wdzięku i nordyckiego chłodu. Posiadała wszelkie zalety brunetki, lecz miała błękitne oczy, a pieprzyk nad kącikiem ust dodawał jej seksapilu. Twarz tej kobiety, doskonale proporcjonalna i bogata w subtelności, wyglądała zawsze nieco inaczej, w zależności od kąta padania światła. Była osobą tak tajemniczą i fascynującą, że pozwolił sobie nadać jej własne imię i w myślach nazywał ją Audrey.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz