Na
szczęście wkrótce w poczekalni zjawił się nowy pacjent. Nie wiedząc, w
jaki sposób (może po swetrze koloru zgniłej zieleni), zdołał odgadnąć,
że był to policjant. Leżał na noszach, mając na twarzy wyraz tłamszonego
cierpienia; jednak nie dało się zauważyć żadnego widocznego urazu. To,
że znajdował się w stanie zagrożenia zdrowia, wyciągnięty bezradnie w
pozycji horyzontalnej, przybliżyło ich i zrodziło solidarność we
wspólnej niedoli. Nie miał oporów przed wyjawieniem mu całej swojej
historii.
Gdy już streścił swoje przeżycia, policjant powiedział:
-
Człowiek stara się funkcjonować całe życie względnie rozsądnie i w
spokoju. Pracuje, wypełnia obowiązki, i ma nadzieję, że inni będą robić
to samo. Że dzięki temu zasłuży sobie na ich na szacunek i po prostu
zwykłe życie... Ale to nie wystarcza. Najgorsze, że można cały czas
schodzić innym z drogi, zawsze unikać kłopotów, a w końcu i tak
przyjdzie kolej na ciebie... Wiesz, powiedzieć, że bierność prowokuje do
przemocy, to za mało. Sporo myślałem na ten temat. I może właśnie
dlatego zostałem policjantem. - Tutaj przestał mówić, a jego usta
zacisnęły się w bezdźwięcznej skardze.
Słowa
tego człowieka zrobiły na nim wrażenie, do tego stopnia, że nawet nie
zauważył, kiedy pielęgniarze wywieźli włóczęgę. Ale to już nie miało
znaczenia. Liczył się fakt, że miał wyjątkowe szczęście przyłapać
policjanta na chwili refleksji i szczerości; zatrzymać dla siebie
moment, gdy zrzucił maskę służbisty, zazwyczaj prawdopodobnie szczelnie
przyklejoną do twarzy.
Wkrótce
pielęgniarze wrócili, tym razem zabierając jego rozmówcę. Tak jak
wszyscy inni, policjant również stwierdził, że jego sąsiad jest
prawdziwym bohaterem. Dodał, że należą mu się jakieś podziękowania, a na
koniec (najwyraźniej nie znajdując lepszej formułki) życzył mu
powodzenia.
Następnego
dnia siedział przy stole w kuchni razem z siostrą i ciotką. Siostra
przychodziła opiekować się psem, którego chwilowo musiała pozbyć się z
domu. Ona również uważała, że jego bohaterskiemu sąsiadowi należy się
jakaś nagroda. Razem doszli do przekonania, iż najlepiej będzie upiec
jakieś ciasto, i właśnie dlatego naradzali się w kuchni.
-
Takich ludzi jest coraz mniej - powiedziała siostra - i właśnie dlatego
trzeba to docenić. Tylko nie wiem, co będzie lepsze: szarlotka czy
sernik.
Ciotka powiedziała, że sama zajmie się pieczeniem, i zwróciła się do niego:
-
A ty mógłbyś kupić mu jakąś kawę, on jest wielkim kawoszem. Oczywiście, tylko sto procent
arabica, innej nie weźmie do ust. I zwróć uwagę, żeby była pakowana w
Niemczech. Te mieszanki z Polski są oszukiwane. On bardzo ceni dobrą
kawę - powtórzyła. Odwróciwszy się do siostry, dodała, że wczoraj wieczorem
odwiedziła ich sąsiadka i właśnie od niej wie o gustach tamtego.
Zapytał, po co były te odwiedziny, na co ciotka odparła z przesadzonym zdziwieniem:
- Jak to, po co? Oczywiście, że martwi się o twoje zdrowie!
Od
chwili wręczenia prezentu, jeszcze kilka razy dochodziło do takich
odwiedzin. Nastąpiło, zupełnie niezwykłe i niespotykane dla tego typu okolic, ocieplenie wzajemnych relacji. Ciasto tak przypadło do gustu
teściowej sąsiada, że pewnego ranka zjawiła się z prośbą o przepis.
Starsze panie wymieniły się przepisami, a następnie teściowa sąsiada
zaprosiła swoją nową znajomą na basen. On ze swej strony zaczął mówić do
nich "dzień dobry", a raz nawet pomachał z okna ich dzieciom.
Tak
więc, odkąd doszło do tamtego fatalnego zdarzenia, dystans między
sąsiadami znacznie się skrócił. Wszystko to sprawiło, że życie owych
ludzi zaczęło go absorbować: z zaciekawieniem obserwował ich nawyki i
zwyczaje, odnotowywał powroty z pracy, pory odprawiania i przywożenia
dzieci z przedszkola, godziny posiłków i tym podobne sprawy.
Jednak
z największym zainteresowaniem śledził żonę sąsiada, podziwiając jej
zaradność, niewymuszoną elegancję i nawet sposób, w jaki chodziła. Zauważył, że
prezentowała dość rzadki typ urody, będący kombinacją słowiańskiego
wdzięku i nordyckiego chłodu. Posiadała wszelkie zalety brunetki, lecz
miała błękitne oczy, a pieprzyk nad kącikiem ust dodawał jej seksapilu.
Twarz tej kobiety, doskonale proporcjonalna i bogata w subtelności,
wyglądała zawsze nieco inaczej, w zależności od kąta padania światła.
Była osobą tak tajemniczą i fascynującą, że pozwolił sobie nadać jej
własne imię i w myślach nazywał ją Audrey.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz