Nadeszło
lato i upały. Małżeństwo sąsiadów, zaalarmowane lipcowymi ulewami,
zabrało się do naprawy dachu, i było to jedyne wydarzenie godne
zapamiętania w tym czasie. Bohaterski sąsiad wdrapał się do góry
zaopatrzony w wielki ławkowiec i wiadro smoły, asekurowany przez żonę,
która potem cierpliwie mieszała mazidło. Z cichym uwielbieniem śledził
jej zwinne ruchy i to, jak wpierała się stopami w nierówności spojeń,
aby nie spaść na dół. W tym czasie sąsiad zdzierał starą, popękaną papę
(najgorzej było przy kominie) i co chwilę prosił Audrey o podanie
jakiegoś narzędzia. Później, już przy wbijaniu gwoździ, ona gorliwie
podawała mu podkładki.
W
niedzielę upały przybrały na sile. Wydawało się, że wszystko traci
swoje kontury, a jedne przedmioty przechodzą w drugie, nie
dyscyplinowane przez prawa fizyki. Było tak gorąco, że nawet muchom
odechciało się latać.
Opuścił
swoje kuchenne obserwatorium i poszedł do siebie, aby poczytać.
Wertował "Łuk triumfalny" Remarque'a, mając za podkład nokturny Chopina,
ale szybko stwierdził, że nie był to dobry pomysł. Muzyka Chopina nie
nadawała się na tło; uporczywie wybijała się na plan pierwszy i
zakwitała na uszach, a jej zmienne tempo wyprowadzało go z równowagi i
sprawiało, że gubił wątek. Była to zakąska, która zuchwale pragnęła
zostać daniem głównym; tapeta, która zastępowała obrazy.
Wrócił
do kuchni, aby napić się pepsi. Otwierając lodówkę zauważył, że sąsiad
opala się przed domem na leżaku. Audrey tym razem została w domu.
Delektował się zimnym napojem, wystawiając na widok tylko górną część
twarzy, jak żaba albo hipopotam. Stwierdził, że sąsiad nie ma żadnej
lektury ani nawet gazety; wystarczało mu samo słońce, w którym kąpał się
z zastygłym rozkosznym uśmieszkiem na ustach. "No tak - pomyślał - oto
wymarzona pogoda dla mieszczucha. Skwierczeć jak kawał mięsa na patelni,
rozpuszczać swój mózg i trwać w błogim idiotyzmie. Pływać we własnym
sosie i zapominać, gdzie jest granica moje-twoje - oto idealny relaks i
wypoczynek."
Było
jednak coś, czego nie zauważył od razu: telefon komórkowy, który tamten
odłożył w zasięgu ręki. Teraz sięgnął po niego i wysłał wiadomość do żony, co można było poznać po
dyskretnym uśmiechu.
"I
mimo tych kilku metrów, jakie ich dzielą - myślał zazdrośnie - ślą sobie
wiadomości. Zupełnie jak niedojrzałe dzieciaki, jak nudzące się
nastolatki..." Poszedł do pokoju, aby dłużej nie odczuwać
zapośredniczonego wstydu i zmieszania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz